Kocham Cię taką jaką jesteś. Czy słyszałaś lub słyszałeś te słowa? Ja bardzo chciałam, bo czułam się niekochana, niespełniona. Goniłam nie wiem za kim i za czym. Czułam bezpowrotnie utracony czas.
Choć byłam wychowywana w przeciętnej, religijnej rodzinie, chodziłam do kościoła i na religię, to jednak czegoś mi brakowało. Wracałam z kościoła znowu niezmieniona, słaba, bez nadziei. Mimo wpojonych mi wysokich norm moralnych, szukając prawdziwych przyjaciół i spełnienia, powoli rezygnowałam z tych zasad, skupiając się na sobie i własnym egoizmie, aż ostatecznie znalazłam się na dnie – doświadczając w pełni słynnego stwierdzenia z Kaznodziei Salomona, że wszystko to „marność nad marnościami”.
Pewnego zimowego popołudnia, gdy chodziłam sama bez celu po Rynku Głównym w Krakowie, podeszły do mnie dwie dziewczyny i z dziwnym niepolskim akcentem zapytały czy wiem, że Bóg mnie kocha. Ja odpowiedziałam, że szukam Boga od dawna i wołałam do Niego, ale Go nie znalazłam. Chociaż pewne sytuacje wskazywały w moim życiu, że On czuwa nade mną. Wymowna jest scena z zagranicznych wakacji .W środku Austrii wraz z koleżanką, prawie bez pieniędzy, w strugach jesiennego deszczu usłyszałyśmy bicie dzwonów i kierując się ich dźwiękiem, znalazłyśmy schronienie w pokoiku gościnnym przy kościele. Otrzymałyśmy nocleg i ciepłą kolacją. Ta sytuacja powtarzała się kilkakrotnie w ciągu dwóch tygodni, ponieważ kierując się chęcią poznania tego pięknego kraju wzdłuż i wszerz, mając pieniądze tylko na skromne jedzenie, potrzebowałyśmy noclegu w coraz to innym miejscu. Zawsze spadało to nam jakby z nieba.
Nieznajome potwierdziły mi, że Bóg czuwa nade mną i nigdy nie jest głuchy na moje wołanie i opowiedziały mi historię Bożej miłości. Najbardziej przemówił do mnie fakt, że to Bóg nas umiłował pierwszy i kocha nas takimi, jakimi jesteśmy. Zapamiętałam to, że w tym Boża miłość objawiła się ku nam, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł.
Ta prawda uwolniła mnie zupełnie od własnych bezowocnych prób zadowolenia Boga. Zdecydowałam się zawierzyć Mu w kwestii mojego zbawienia. Przyjęłam w prostej modlitwie Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Po tym zdarzeniu odzyskałam pokój z powodu pełnej świadomości przebaczenia moich grzechów i akceptacji mojej osoby. Stałam się dzieckiem Bożym, adoptowanym z powodu Jego olbrzymiej miłości. Cieszyłam się odtąd każdą daną mi chwilą, a moja radość nie była już zależna od zewnętrznych sytuacji, niestabilnych okoliczności czy zmiennych, przewrotnych ludzi. W moim sercu zagościła miłość będąca odpowiedzią na Bożą. Bóg dał mi nowych przyjaciół, którzy myśleli tak jak ja. Mój brak pewności siebie został zastąpiony wiarą w Bożą siłę i moc.
Dzisiaj po 22 latach od tamtej decyzji zawierzenia Bogu – wiem Komu zaufałam – i stale odkrywam prawdę o moim Zbawcy. On jest ten sam, wczoraj, dziś i na wieki. Z Nim jestem bezpieczna pośród zmiennych kolei losu i burz życiowych.
Ewa Rybicka