Moi dziadkowie i ciocia byli artystami. Dorastałam więc w domu pełnym obrazów. Nic dziwnego, że moim mottem życiowym stało się: „Sztuka będzie moim mężem, obrazy moimi dziećmi”. Na moje dzieciństwo wpływ miała Biblia, obrazy i fortepian.
Po wojnie niewielu ludzi miało w domu instrumenty. Moi rodzice wynajmowali więc fortepian studentom muzyki do ćwiczeń. W pokoju na stole, na honorowym miejscu, leżało znalezione w piwnicy Pismo Święte po dziadkach. Podczas gdy jedna z uczennic ćwiczyła na fortepianie, jej ojciec zaczął głośno czytać Biblię i zachęcił moich rodziców, by czynili to samo. Dzięki temu, wzrastałam w domu, gdzie czytanie Pisma i modlitwa stały się codziennością.
Coś jednak powstrzymywało mnie od pełnego zaufania Bogu. Obawiałam się, że kiedy powierzę Mu swoje życie, On odbierze mi przyjemności i zmusi do bycia misjonarką – będę zniewolona. Kiedyś słuchając wykładu skierowanego do dużej grupy młodzieży, miałam wrażenie, że Bóg mówił wprost do mnie. Uświadomiłam sobie, że On jest panem wszystkiego. Nie potrzebuje mnie, bym Mu służyła – to ja jestem w beznadziejnej sytuacji, potrzebuję Jezusa, który umarł za mnie, potrzebuję przebaczenia, abym mogła mieć bliską więź z Nim. Wtedy to, w modlitwie, powierzyłam swoje życie Bogu, mówiąc: „Panie przebacz mi moje winy, weź moje życie i prowadź mnie.”
Trzy miesiące później zmarł mój tata. Śmierć Ojca pozwoliła mi spojrzeć na życie z innej perspektywy. Zaczęłam się zastanawiać, jaki jest jego sens i cel. Moim nowym mottem stały się słowa C. S. Lewisa: „Wszystko co nie jest wieczne, jest wiecznie nieaktualne”, a moją życiową pasją poznawanie Boga i czynienie Go poznanym. Ukończyłam akademię sztuki, wyszłam za mąż, urodziłam siedmioro dzieci. Patrzenie na nie jako na piękno Bożego stworzenia dawało mi większą satysfakcję niż malowanie. Mój czas był wypełniony zajęciami domowymi i spotkaniami z ludźmi. Czasem, kiedy ktoś z znajomych artystów pytał mnie, czy „wystawiam”, opowiadałam: „Tak, pieluchy na balkonie”. Kiedy najmłodsza córka poszła do szkoły, zaczęłam malować. Pięć lat temu odwiedziły mnie koleżanki. Uznały, że nie powinnam chować swoich obrazów i zorganizowały dla mnie wernisaż. To dało początek kolejnym wystawom. Podczas wernisaży i wystaw mam okazję opowiadać o działaniu Boga w moim życiu. Odkąd oddałam pędzel Bogu, malowanie sprawia mi radość na tyle, na ile zbliża mnie do ludzi. Jestem wdzięczna Bogu, że poznałam prawdę o Jego miłości, że jest hojnym dawcą, który powiedział: „Ja przyszedłem, aby dać wam życie i aby wasze życie było obfite.” Teraz mogę tworzyć rzeczy, które mają znaczenie i wprowadzać piękno w duszę i w życie innych ludzi. Obserwuję to co ukazuje mi Bóg, aby zaświadczyć o tym pędzlem.
Stenia Shaded
steniashaded@gmail.com.pl
http: //stenia.hekko.pl