Wydawało mi się zawsze, że wierzę w Boga i ze Go znam. Ale tak mi się tylko wydawało.
Moja wnuczka urodziła się szczęśliwie, choć były pewne medyczne komplikacje. Natychmiast po otrzymaniu radosnej wiadomości pojechaliśmy z mężem pogratulować synowi i uściskać go. Chwila była podniosła, uczciliśmy ją nawet kieliszkiem brandy.
Wracając wielokrotnie w myślach do tej chwili zastanawiałam się, dlaczego nie pomodliliśmy się razem, nie powierzyli naszej rodziny Bogu z wdzięcznością? Wszyscy uważaliśmy się przecież za chrześcijan. A jeśli tak – to czym, poza chodzeniem co niedzielę do kościoła, różni się nasze życie od życia niechrześcijan?
Cztery lata później przechodziłam w szpitalu mały zabieg. Wymagał on jednak narkozy. W trakcie przygotowań, w oszołomieniu, usłyszałam za swoją głową głos anestezjologa: „Zaraz pani zaśnie” i poczułam na czole wyraźny dotyk palca, znak krzyża. Człowiek, który mnie pierwszy raz spotkał, i pewnie ostatni, powierzył mnie w ważnej chwili Bogu. Już na drugi dzień zaczęłam się poważnie zastanawiać nad miejscem Jezusa w moim życiu. Pytałam siebie: jakie są moje prawdziwe relacje z Jezusem? Kim On jest właściwie dla mnie? Czy Go wystarczająco znam i czy w pełni Mu ufam?
Poczułam się przynaglona do działania, aby jak najszybciej zbliżyć się do Jezusa. Przemyślałam swoje grzechy z okresu wielu lat i wyznałam je przed Bogiem. Zaczęłam brać pełniejszy udział w praktykach mojego Kościoła. Ciągle jednak nie czułam pełnego zadowolenia z mojego życia duchowego, czegoś mi brakowało.
Kolejnym znakiem na mojej drodze do wiary było zetknięcie się z grupą interesujących kobiet. Byłam wtedy z mężem na weekendowym wypoczynku za miastem. Jedna z pań utrzymała ze mną kontakt. Dzięki jej zachęcie uczestniczyłam w ciekawej konferencji, na której przekonałam się, jak bliskie mojemu życiu może być Pismo Święte, że to jest to, czego mi brakowało. Potem przyłączyłam się do małej grupy studiującej Pismo.
Pierwszy raz dowiedziałam się, że istotą chrześcijańskiego życia, jest to, co Bóg czyni dla nas, w nas i przez nas, a nie to, co my robimy dla Boga. Uznałam nieskończoną moc Boga i Jego miłosierdzie. Studiowałam dalej Pismo Święte, starając się je zrozumieć. Opisane tam historie, takie jak spotkanie Jezusa z Nikodemem i Samarytanką, utwierdzały mnie w przekonaniu o potrzebie narodzenia się na nowo, po to by móc wejść do Królestwa Bożego.
Zaufałam więc Jezusowi całkowicie. Uznałam Go za mojego osobistego Pana i Zbawiciela, Osobę, której chcę powierzyć najważniejsze miejsce w moim życiu.
Nastąpiły dalsze zmiany. Zdecydowałam się na systematyczne studiowanie Pisma Św. w grupie oraz na codzienne czytanie Słowa w domu. Odczuwam potrzebę dzielenia się swoją wiarą z innymi. Choć nie jest to łatwa rola, ćwiczę się w niej z Bożą pomocą. Jestem też przekonana, że Bóg będzie mnie nadal przemieniał i kształtował. Proszę Go o to, aby uczynił mnie taką, jaką chce, abym była.
„Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe.” Te słowa z drugiego listu św. Pawła do Koryntian 6, 17 są napisane o mnie. To jest moja historia.
Małgorzata Borecka
mborecka@poczta.onet.pl