Pewnie masz jakieś wyobrażenie Boga. Może uważasz, że jest potężną energią. Może wydaje Ci się, że jest dostojnym starcem siedzącym na złotym tronie, albo jak w kukiełkowym teatrze pociąga za sznurki. Ja też miałam.
Pochodzę z pobożnej rodziny i od dziecka wierzę, że Bóg istnieje. Od najmłodszych lat mój obraz Boga wiązał się ze sprawiedliwością. Gdy myślałam o spotkaniu z Nim po śmierci, widziałam w myślach wielką wagę z szalami. Wierzyłam, że moje dobre i złe uczynki będą ważone i na tej podstawie otrzymam nagrodę lub karę. Z tego powodu żyłam w strachu przed śmiercią i byłam pełna obaw gdzie trafię gdy umrę. Starałam się więc zasłużyć na Bożą przychylność. Chcąc uspokoić sumienie często chodziłam do kościoła i chciałam żyć pobożnie. Ludzie postrzegali mnie jako dobrego człowieka, jednak nawet najlepsza ludzka opinia dawała tylko krótkotrwałą satysfakcję. W głębi serca bałam się, że nie jestem wystarczająco dobra, by iść do nieba. Zdałam sobie sprawę, że o własnych siłach nie jestem w stanie spełnić oczekiwań Boga i nie grzeszyć. Mój obraz Boga wpływał na moją modlitwę. Nie potrafiłam osobiście rozmawiać z Nim bo bałam się Go. Byłam sfrustrowana i towarzyszyło mi poczucie winy. Byłam spragniona miłości Boga i bezwarunkowej akceptacji, ale nie wiedziałam jak mogę tego doświadczyć. Pewnego dnia na wyjeździe wakacyjnym usłyszałam, że Bóg dał Swojego Syna – Jezusa, aby to On poniósł karę za moje grzechy. Uświadomiłam sobie jak bardzo Bóg mnie kocha i że zależy Mu na mnie. Zrozumiałam, że jedyne co muszę zrobić to przyjąć tę miłość i pozwolić Mu działać w moim życiu. Tego dnia poprzez szczerą modlitwę wyraziłam Jezusowi moją decyzję, aby był na pierwszym miejscu w moim życiu. Powiedziałam też Bogu, że Go potrzebuję i chcę aby mnie zmieniał i uświęcał. Choć wtedy nie doświadczyłam widocznego przeobrażenia, z perspektywy czasu widzę jak moje życie się zmieniło. Nie mam już wątpliwości gdzie będę po śmierci. Zaczęłam czytać Pismo Święte, które mówi, że Jezus obiecuje życie wieczne w niebie każdemu, kto uwierzył w Niego i uczynił Go Kimś najważniejszym. Jednym z moich ulubionych wersetów biblijnych stał się fragment z Listu do Efezjan 1, 8-9: „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił”. Teraz mam spokojne serce, wewnętrzną radość i poczucie harmonii. Mój obraz Boga zmienił się. Opieram go nie na własnych wyobrażeniach czy odczuciach, ale na tym, co mówi Pismo Święte. Wiem, że jest On miłosierny i troskliwy, a Jego sprawiedliwość nie jest taka, jak ludzka. Zrozumiałam, że dobre uczynki powinny wypływać z miłości do Boga i wdzięczności dla Niego, a nie ze strachu przed karą. Zmienił się też sposób mojej modlitwy. Codziennie otwarcie mówię Bogu o moich osobistych sprawach i wychwalam Go. Wiem, że nie muszę bać się osądu. Wierzę, że Bóg opiekuje się mną i chce dla mnie wszystkiego, co najlepsze. Osobista więź z Jezusem nadaje sens mojemu życiu!
Magda Wysocka