Sławomir Sobczuk

W mojej rodzinie wszyscy bardzo cenili tradycje katolicko – patriotyczne.Tak, więc było regularne chodzenie do kościoła i przy każdej okazji wspominanie wojennych doświadczeń dziadków i pradziadków. Odkąd sięgam pamięcią nosiłem ciuchy po starszym bracie. Gdy bawiliśmy się na śniegu były widoczne tylko jego ślady, ja stąpałem jakby po nich. Teraz wiem, że takie zachowanie nazywa się naśladowaniem, ale wtedy po prostu dawało mi to poczucie bezpieczeństwa. Nasze drogi rozeszły się, gdy on poszedł do liceum, a ja wybrałem mniej stresującą formę edukacji. Odtąd byłem w najgorszej szkole, najgorszej klasie otoczony najgorszymi uczniami. Wcale mi to nie przeszkadzało. To były moje pierwsze samodzielne decyzje. Lubiłem się bić, a jeszcze bardziej wygrywać, zresztą podobnie jak wszyscy inni. To sprawiało, ze często chodziłem posiniaczony. Ponieważ mój tato był aktywny sportowo, ja też dbałem o kondycję fizyczną trenując Judo. Taka postawa w jakiś sposób uchroniła mnie przed sięganiem po alkohol, czy papierosy. Podobnie jak Jarek (mój brat), słuchałem ciężkiej „muzy”, takie zespoły jak Mercyfull Fate, Judas Priest stanowiły nieodłączny element każdego dnia. Od zawsze interesowały mnie militarne fortyfikacje, to była moja pasja. Zwiedzać i poznawać schrony, bunkry, groty. Przenieść się w czasie – „wejść w skórę kogoś innego”, doświadczyć emocji.

Kiedy mój starszy brat się nawrócił, to znaczy świadomie uwierzył w Pana Jezusa  opowiedział mi o swojej decyzji pójścia za Nim. Gdy miałem w rękach Biblię, którą on mi podarował szczególnie przemówił do mnie fragment z księgi Jeremiasza 33, 3: Wołaj do Mnie, a odpowiem ci, oznajmię ci rzeczy wielkie i niezgłębione jakich nie znasz. Ten werset naprawdę pociągnął mnie do Jezusa. Pokazywał mi relację, w której ja mogę Bogu zadawać pytania, a On obiecał, że da odpowiedź. Bóg dobrze mnie znał i wiedział, że wcześniej nosiłem ciuchy po bracie, chodziłem po jego śladach, znał chwile naszego rozejścia, wiedział, że czegoś wciąż szukałem. Dlatego posłużył się nim. Dał mi zrozumieć, że  jeśli on może to ja także, jeśli jemu wybaczono to mnie również. Jedynym równaniem jakie wtedy rozumiałem było: ZBAWIENIE = JEZUS + 0 i powiedzmy, że to była moja zdana matura! Z taką wiedzą opuściłem szkołę średnią. Długo jeszcze przez lata czytałem tę podarowaną Biblię, dopóki nie kupiłem sobie nowej, własnej i znów zacząłem „chodzić”, ale już nie po śladach wydeptanych przez brata, ale po śladach jakie wyznaczył mi Pan Jezus Chrystus.

Teraz poprzez wspólnotę Azyland zajmuję się służbą o charakterze misyjnym i razem z innymi pragniemy docierać do młodych ludzi, którzy tak jak ja kiedyś, szukają własnej drogi, naśladując innych.

Sławomir Sobczuk

www.azyland.com

KTÓRĄ CHCĘ OPOWIEDZIEĆ KAŻDEMU KOGO SPOTKAM